Filmowa biografia Katarzyny Parr mogła być opowieścią o kobiecie pod wielokierunkową presją (...). Mogła też być kameralnym horrorem o pojedynku empatki i psychopaty, filmem, który całą relację
Katarzyna Aragońska – wygnana z dworu. Anna Boleyn – ścięta za spiskowanie przeciw Koronie. Jane Seymour – zmarła tuż po urodzeniu królewskiego potomka. Anna Kliwijska – usunięta z dworu za brzydotę. Katarzyna Howard – ścięta za zdradę i cudzołóstwo. A w niedzielę Henryk VIII odpoczywał.
Dwór "Z Bożej Łaski Króla Świata", mówiąc delikatnie, nie był krynicą męskiego honoru oraz oazą kobiecej samorealizacji. Małżeństwo z monarchą przypominało grę w rosyjską ruletkę, a jedyna zwyciężczyni, Katarzyna Parr, przeżyła Tudora zaledwie o rok. Jej filmowa biografia mogła być opowieścią o kobiecie pod wielokierunkową presją, uwięzionej w matni politycznych intryg, emocjonalnych długów i nierozstrzygalnych moralnych dylematów. Mogła też być kameralnym horrorem o pojedynku empatki i psychopaty, filmem, który całą relację władzy i podległości zamyka w ciasnej komnacie z prowadzącym do niej korytarzem. A jest historyczną blagą z tabloidowym nagłówkiem. Zboczeniec z gangreną chciał ją zgwałcić! Nie uwierzysz, co zrobiła!
Katarzynę Parr, dosłownie i w przenośni, poznajemy w lesie. Niedaleko kapliczki Najświętszej Panienki spotyka się z heretyczką Anną Askew, która – wystylizowana na ducha zielonej gęstwiny – zatacza dłońmi kręgi w powietrzu, czaruje wieśniaków i wieszczy insurekcję. Błyskawicznie staje się jasne, że kobieta jest rozdarta pomiędzy lojalnością wobec króla i miłością do przyjaciółki z dzieciństwa. Dla świeżo upieczonej regentki jest to nieszczególnie komfortowa pozycja, z kolei odgrywająca bohaterkę Alicia Vikander prezentuje w początkowych partiach filmu ten rodzaj miękkiego autorytetu, który automatycznie sugeruje psychologiczną głębię.
Spokojnie, to tylko chwilowa usterka. Podobnie jak Madame Du Barry z otwierającej canneński festiwal "Kochanicy króla", Parr jest nie tylko pozbawiona wad, ale też wyzuta z jakichkolwiek ambiwalentnych cech charakteru. Scenarzystki, siostry Ashforth, dwoją się i troją, by nagiąć fakty do wygodnej wizji, w której nieskończenie mądra, niepomiernie wrażliwa i skora do introspekcji na akord bohaterka rozdaje karty. Problem w tym, że Parr nie była ani proto-sufrażystką, ani jedyną regentką pod nieobecność króla (Katarzyna Aragońska: ktoś pytał?); jej gruntowna edukacja też nie stanowiła dworskiego wyjątku (Anna Boleyn be like: CO?). Scenarzystki rozsiewają te sugestie, jakby nie miały żadnej fabularnej wagi. Tak naprawdę zamieniają jednak "Firebrand" w kino fundamentalnie niepoważne. Karuzela śmiechu rozkręca się na dobre, gdy z dalekiej Francji powraca sam Henryk VIII. Z ropiejącą nogą, brodą w kolorze spleśniałego twarogu i monstrualnym sztucznym brzuchem Jude Law wygląda jak skrzyżowanie Bachusa, Sinobrodego i doktora Wilczura. Siostro, nosze!
"Firebrand" to w zasadzie kino nowelowe. Jeden segment opowiada o relacji Królowej-małżonki Anglii z Anną Askew. Kobiety znają się z lat młodości i wierzą w jedną sprawę (choć w inne metody). Drugi jest o poszerzaniu pola walki – Katarzyna spiskuje z Seymourami i metodycznie zagarnia kolejnych sojuszników. Trzeci to thriller, w którym umierający Tudor i skazana na ścięcie Parr ścigają się ze śmiercią. Każdy segment trwa z grubsza pół godziny i pod względem konwencji jest odklejony od pozostałych. W tym pierwszym Askew jest w zasadzie nieobecna, więc rzeczywisty dramat sytuacji zostaje ledwie zasygnalizowany. Ten drugi rozpada się na serię przeciągniętych scen, w których Vikander bierze kogoś na stronę i pyta szeptem, jak się sprawy mają. Z kolei trzeci pojawia się zbyt późno, by dobry skądinąd reżyser Karim Ainouz mógł zbudować i utrzymać jakiekolwiek napięcie. I jeśli momentami "Firebrand" bywa zajmujący, to tylko dlatego, że wszystkie te opowieści nawleczone są na nitkę dworskich perypetii, wystawnych uczt i hedonistycznych harców. Brazylijczyk najlepiej czuje się właśnie na tej imprezie.
Najlepszy film, któremu Ainouz poświęcił skandalicznie mało czasu, opowiada o relacji Katarzyny Parr z osieroconymi córkami poprzednich żon Henryka VIII. To w nim wszystko się zgadza: wyjątkowość statusu bohaterki na dworze Tudorów, subtelność gry Vikander oraz fantastycznej Juni Rees w roli księżniczki Elżbiety, narracja o szlachetnej, wewnętrznie skonfliktowanej kobiecie oraz słabym, napędzanym lękami i frustracjami, mężczyźnie. Cóż, może kiedyś. Pewnie nigdy.
Michał Walkiewicz - krytyk filmowy, dziennikarz, absolwent filmoznawstwa UAM w Poznaniu. Laureat dwóch nagród PISF (2015, 2017) oraz zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008). Stały... przejdź do profilu